Edali Preloader
Czy dietetyk jest święty? Czyli kilka słów o mnie. :-)

Czy to, że jestem dietetykiem oznacza, że moje odżywianie i styl życia są idealne? Czy w mojej codzienności nie pojawiają się żadne żywieniowe potknięcia? Czy zawsze pamiętam o aktywności fizycznej?

Odpowiedzi na te i inne pytania znajdziecie w artykule. Pół żartem, pół serio. Jesteście ciekawi?

Okazuje się, że otoczenie czasem pojmuje nas przez pryzmat zawodu. 🙂 Nauczycielka? – Oo lepiej nie zachodzić jej za skórę! Lekarz? – Pewnie już widzi we mnie jakąś chorobę. Fryzjerka? – Z takim odrostem? Szewc bez butów chodzi! itd. itp. Przykłady uproszczonych schematów myślowych można mnożyć.

Jak się to odnosi do bycia dietetykiem? 🙂

Często ludzie są przekonani, że jestem dietetycznym ideałem – zawsze dbam o swoje posiłki, przestrzegam odpowiednich godzin, nie podjadam, piję tylko wodę… Hmmm czy będziecie rozczarowani, jeśli powiem, że rzeczywistość nie jest tak perfekcyjna? Być może część z Was tak, bo pomyśli, że skoro sama popełniam “żywieniowe gafy” to jak mogę czegoś wymagać od swoich pacjentów? Tę grupę z góry przepraszam za zawód. 🙂 Jednak mam coś na swoje usprawiedliwienie.

Wiecie, że zupełnie tak jak Wy, jestem tylko zwykłym człowiekiem? 🙂 Wraz z dyplomem ukończenie studiów na kierunku dietetyka z pewnością przybyło mi wiedzy i umiejętności, ale nie pozbawiono mnie ochoty na różne smakołyki i nie wyposażono w całe pudło silnej woli, która kazałaby mi od nich stronić. 😀

Jak w takim razie podchodzę do odżywiania?

Ze zdrowym rozsądkiem! Jestem zdania, że każdemu coś się od życia należy i każdy z nas czasem może mieć na coś ogromną ochotę – nawet jeśli są to chipsy. Trudno! Ale jaki jest warunek? Taki, że owszem, można sobie pozwolić OD CZASU DO CZASU na jakiś grzech, ale tylko wtedy, jeśli na co dzień nasz jadłospis jest zgodny z zasadami zdrowego żywienia.

Jeśli przez cały tydzień będziesz pamiętał o jedzeniu odpowiednich porcji warzyw i owoców, nie będziesz podjadał pomiędzy posiłkami, wypijesz przynajmniej 1,5l wody dziennie, nie będziesz sięgał po przetworzone produkty, nie będziesz pił gazowanych, kolorowych napojów, zadbasz o aktywność fizyczną to czy kawałek szarlotki po obiedzie w niedzielę albo 2 kawałki pizzy na kolację w sobotę zrobią Ci jakąś straszną krzywdę??? GWARANTUJĘ CI, ŻE NIE. Dlaczego? Bo będą to tylko sporadyczne sytuacje, a nie podstawa codziennego jadłospisu. O to tutaj chodzi. 🙂

Hmmm zatem wróćmy do mnie. W końcu obiecałam się dzisiaj troszkę przyznać do swoich błędów. 🙂 Któż ich nie popełnia… 🙂 Pewnie nie możecie się doczekać. 😀 A więc… taaadaaam:

KILKA SŁÓW O MNIE:

  1. Nie od zawsze podążałam dietetyczną drogą. – O pójściu na dietetykę zdecydowałam chyba w 2 klasie liceum. Wtedy jakoś bliżej zainteresował mnie ten temat, jednak niezupełnie jeszcze wtedy wiedziałam “czym to się je”. W gimnazjum byłam typową nastolatką. 😀 Na religii w ostatniej ławce z kolegami i koleżankami jadaliśmy chipsy, najlepszym II śniadaniem w szkole była pizzerinka ze sklepiku, Cola z automatu świetnie umilała czas oczekiwania na autobus na świetlicy, a w domu do odrabiania lekcji często po obiedzie przydawał się jakiś czekoladowy batonik. Brzmi zdrowo? Na pewno nie! Sami widzicie… “Nie od razu Kraków zbudowano”.
  2. Jestem łasuchem. –O ile chipsy czy paluszki mogłyby w sumie dla mnie nie istnieć (nie mówię, że ich nie lubię 😀 ale nie mam problemu z tym, żeby ich nie jeść :-), o tyle ze słodyczami już nie jest tak prosto. Niestety…. Lubię czekoladę z orzechami, wszystko co z karmelem, wszystko co kokosowe, domowym ciastem też nie pogardzę, uwielbiam bitą śmietanę. 😀 Wymieniać dalej? Może lepiej nie. 😀 Staram się z tym walczyć, pracuję nad silną wolą. 🙂 Nie zawsze mi się udaje, ale naprawdę się staram. Uwierzcie, że prosto nie jest, bo moja mama i przyszła teściowa często coś pieką, w domu w salonie na stole stoi miska pełna cukierków (mama ciągle dba, żeby była pełna i żeby smaki były urozmaicone haha), w szafce w kuchni zawsze znajdzie się jakiś batonik. Ja takich zapasów nie robię, ale z racji tego, że nie mieszkam sama, wiem, że w domu zawsze coś jest, mimo że ja nie kupowałam. I to jest najgorsze! Gdy przychodzi słabszy moment to już tylko krok dzieli mnie od tej nieszczęsnej szafki, bo przecież wiem, że tam znajdę coś pysznego. Dlatego najlepsza rada – jeśli nie możecie się upilnować, nie róbcie zapasów. Masz ochotę na coś słodkiego? Idź do sklepu, coś sobie kup, zjedz i po problemie, ale nigdy nie kupuj całej siatki batonów i ciastek i nie chowaj w szufladzie na zaś. Nic dobrego z tego nie wyjdzie. Mówię Ci. 🙂
  3. Lubię pizzę, burgery, parówki i carbonarę. Uwielbiam też naleśniki. – Chyba wszyscy zdajecie sobie z tego sprawę, że nie są to najbardziej dietetyczne potrawy na świecie. 😉 Mój narzeczony usilnie próbuje mnie czasem przekonać, że przecież co to tam złego jest w tej pizzy albo że mix jajek, śmietany 30% i żółtego sera z dodatkiem boczku do makaronu to zupełnie nic strasznego. A jakie pyszne – żebyście widzieli jego minę. Haha! ♥ No i czasem, ale naprawdę rzadko, dam się namówić, bo po prostu mi też przyjdzie chęć na takie smaki. Nie mam wtedy okropnych wyrzutów sumienia, bo wiem, że jutro, pojutrze i w kolejne dni już nie będę jadła tak ciężko i tłusto, że to był tylko “wyjątek” od normy. 🙂
  4. Nie jestem totalną abstynentką…ale koneserką alkoholi też zupełnie nie. Nie piję często i nie piję dużo, aczkolwiek zdarzają się wieczory kiedy najdzie mnie na winko. 🙂 Najlepiej pizza + winko. 😀 Nie sięgam wtedy po wytrwane. 😉 Piwa nie piję prawie wcale – czasem latem, ale chyba z okresu całych wakacji zliczyłabym wypite piwa na palcach jednej ręki. Hmm żeby było mniej idealnie to powiem Wam, że piwo lubię z sokiem. Typowym smakowych nie lubię, bo są dla mnie zdecydowanie za słodkie.
  5. Zdarza mi się podjadać pomiędzy posiłkami lub pomijać posiłki. – Czasem wynika to z nudy, czasem z totalnego braku czasu. Staram się zawsze jeść główne posiłki i zachowywać pomiędzy nimi przerwy, ale są dni, gdzie w trakcie dnia wpadnie nieplanowana mandarynka, jabłko, pasek czekolady czy kromka chleba z masłem. Ups!
  6. Jadam zwykłe pieczywo, biały ryż, jasny makaron. – Nie wpadam w panikę, gdy ktoś zrobi mi kanapkę z białego chleba. Cieszę się, że w ogóle mi ją zrobił. ♥ 😀 Jem zupę pomidorową i rosół z normalnym makaronem. Nie boję się ziemniaków. 😀 Jednak przygotowując samodzielnie posiłki w przewadze wybieram produkty pełnoziarniste, bo wiem, że są o wiele bardziej wartościowe i po prostu sycą na dłużej… a ja nie lubię być głodna! 😛
  7. Nie po drodze mi z aktywnością fizyczną. – Nad tym bardzo, ale to bardzo ubolewam. 🙁 Niestety wiem, że gdybym miała więcej czasu, byłoby lepiej. 🙁 Wiem też, że nie jest to usprawiedliwienie, bo są osoby, które mają równie napięty grafik, a potrafią znaleźć czas na trening. To bardzo ważne i ja ciągle mam to na uwadze i cały czas próbuję to zmienić i na stałe wprowadzić w swoją codzienność. Latem jest mi zawsze prościej, bo można przejechać się na rowerze, pójść na rolki, wybrać się na dłuższy spacer. Zima niekoniecznie mi sprzyja. Ehh! Trzymajcie za mnie kciuki. Muszę w końcu zacząć regularnie ruszać tyłek! 🙂
  8. Słodkie napoje mogą dla mnie nie istnieć. – To z pozytywów. 🙂 W ogóle nie ciągnie mnie do soków, napojów, Pepsi, Coli i tym podobnych specyfików. W przeszłości pojawiało się ich u mnie dość sporo, a ostawiłam je praktycznie tak po prostu, z dnia na dzień. Od dłuższego już czasu piję wodę, niesłodką kawę i herbatę. 🙂 Brawo ja!
  9. Nigdy nie jadłam sushi. Mam zamiar spróbować. 🙂
  10. Nie cierpię owoców morza. Krewetkom dawałam szansę trzy razy – niestety, nie moje smaki.

Macie jakieś pytania, na które nie udzieliłam odpowiedzi? 🙂

Jeśli chcielibyście się jeszcze czegoś o mnie dowiedzieć, piszcie śmiało w komentarzach.

Może zrobię drugą turę. 😉